top of page

Rajd TRAK 2018

  • Zdjęcie autora: MarioMotoFrajda
    MarioMotoFrajda
  • 1 paź 2018
  • 4 minut(y) czytania

Zaktualizowano: 4 lis 2020

Jesienny motocyklowy rajd na który zapisaliśmy się w sumie w ciemno na kilka miesięcy przed. Szybkie decyzje, dogranie terminów rodzinnych, przelew kasy organizatorom i ...poszło. Zaklepane! Okazało się, że na podobny pomysł wpadło kilku motocyklistów z Klubu DR, niektórzy za moją delikatną namową powiedzmy :) Do tego pewien nieznajomy gość, z początku tajemniczy Bartosz - który po kilku godzinach okazał się fajnym nowym kolegą z podobną pasją motocyklową. Ale do rzeczy.

Schemat Rajdu zakładał jazdę asfaltem po trasie nikomu nieznanej posiłkując się jedynie roadbook'iem wydawanym każdego ranka na dany dzień. Ooo, skądś to znamy - tak, forma wskazówek identyczna jak przed laty w Kocim Rajdzie, ze znaczącą w tym przypadku różnicą w ilości kilometrów, dni i jakości samej imprezy. W czwartek oczywiście dojazd z domu do miejsca spotkania w Ząbkowicach Śląskich i stąd pierwszy jakby na rozgrzewkę odcinek zwany "prologiem" w miejsce pierwszego noclegu w Stroniu Śląskim. Moją ekipę na 3 motocykle stanowili Magda, ja, Krzysiek S. i Bartek G. Gdzieniegdzie mijaliśmy i łączyliśmy się na dłużej z pozostałymi uczestnikami. Na dzień dobry dojazd tam ok 200 km i kolejne 60 km wspomnianego prologu zakończyliśmy prawie po ciemku i co niektórzy głodni i spragnieni rzuciliśmy się na imprezę inauguracyjno-zapoznawczą do przepysznej kolacji. Rozmów nie było końca, atmosfera świetna, wesoła i luźna sprzyjała posiadówie do późnych godzin jednak hello - rano trzeba wcześnie wstać i ruszać po śniadaniu w trasę.

Tym razem 300 km czyli I etap rajdu. Cały dzień w siodle motocykla z krótkimi przerwami tu i ówdzie na punkty widokowe jak i zaproponowane przez organizatorów wymagane punkty kontrolne, na których wprawne oko musiało wychwycić odpowiedzi ukryte gdzieś w szczegółach na trasie - od pomników, przez banery z ogłoszeniami, mosty, kościoły, kule armatnie w ścianach wież, herby na bramach zamków itd itd - wyobraźnia poniosła chłopaków, a to z kolei nadawało trasie ekstra charakteru i wzmagało poczucie rywalizacji między nami wszystkimi - w sensie kto lepiej i właściwie odnajdzie nie rzadko trudne do wychwycenia informacje. Fajna zabawa. Już samo śledzenie odpowiednich kierunkowskazów w roadbook'u było nie lada wyzwaniem. Coś pięknego. Trasa oczywiście poprowadzona przez znakomite tereny Sudetów, zarówno te znane mi jak i kompletnie nowe. Dzięki temu było znacznie ciekawiej bo na serio wielu miejsc dotąd w ogóle nie znaliśmy. Ok godz 19 dojechaliśmy do Szklarskiej Poręby, gdzie w hotelu szybko się zameldowaliśmy i wrzuciliśmy pare pyszności na ruszt. Chwilka odpoczynku, ubrać się znacznie cieplej i pora na 60 km jazdę wieczorem - etap nocny rajdu. Fajny bajer z nutką adrenalinki.

Kolejny dzień (sobota) rozpoczął się znowu piękną pogodą, choć było rano zimno jak cholera jak na wczesną polską jesień. Przed nami znowu 300 km trasy - II etap. Z pewnością można stwierdzić, że w łapach miałem już kilkaset zakrętów z dnia wczorajszego. Suzi z pełnym załadunkiem spisuje się na zakręconej trasie wyśmienicie - jakby stworzona do tego typu trasy. W połowie dnia ciut się zachmurzyło, deszcz dosłownie wisiał nad głowami, jednak akurat nam udało się przejechać cały etap o suchych łebkach, choć przed nami rzeczywiście musiało nieźle polać, bo asfalt miejscami był mokry. Zapach liści, kolory jesieni były tak charakterystyczne, że aż nie chciało się gnać, a naturalnym moim odruchem była chęć co chwila zatrzymywania się w ciekawszych miejscach na pare wdechów świeżego rzeźkiego górskiego powietrza. Jednak etap był tak wymagający, że przerwy (niestety w ilości mniej niż zadowalającej) musiały być do tego jeszcze krótkie. Rajd rzeczywiście spełniał kryteria rajdu motocyklowego w dosłownym znaczeniu tych słów. Jazda moto w ilości granicznej z bólem dupska :) I to było w sumie kapitalne i świetne, choć jak wspomniałem brakowało mi trochę więcej czasu na luz i pójście gdzieś z buta. A miejscówek ciekawych było mnóstwo. Polana Jakuszycka i śmiganie po Górach Izerskich było fantastyczne. Sudety czy to Czeskie czy Polskie rządzą. Porównując etap z wczoraj ten dzisiejszy był szybszy i choć było również mnóstwo zakrętów to trasa obfitowała w liczne prostsze odcinki gdzie mogliśmy bardziej odkręcić gaz. Czaaad! Stare mosty, puste wsie, po drodze zamki, lasy, łąki, polany, wąwozy jak i przełęcze i wzgórza. Było wszystko i było tego sporo. Nie dało się nudzić. Przyzwyczajony do ciekawych tras, spędzając wiele godzin na samodzielne przygotowanie moich własnych pomysłów na udane eskapady, tym razem przyjechałem tu na tzw gotowca i nie zawiodłem się. Świetna robota organizacyjna.

Dojechaliśmy pod wieczór do ostatniego miejsca noclegowego na Folwarku Książęcym pod Zamkiem Kliczków. Świetne miejsce na odpoczynek po całodniowej jeździe, wykończeni ponownie wszyscy rzuciliśmy się na przepysznie zrobiony grill. Wszyscy po kilku dniach już się fajnie znaliśmy, była niezła impreza przy ognisku. Wręczenie nagród dla zwycięzców rajdu, pizgało nocą jak jasny gwint. Niebo zasnute gwiazdami, iskry i zapach ogniska, wyśmienite żarełko i kameralna atmosferka - w sumie było coś koło 45 osób.

A rano przy śniadaniu już na spokojnie jeszcze raz wspominanie najciekawszych przygód na trasie, niezliczone historie i opowieści. A to były tylko Sudety. A emocji i wrażeń mnóstwo. Drogę powrotną zrobiliśmy z ominięciem autostrady, pokręciliśmy się jeszcze raz zadupiami i mniej uczęszczanymi malowniczymi drogami. Już po naszemu zaliczone fajne kolorowe miasteczko Jawor, Zamek Książ, ponownie Przełęcz Walimska i obrzeża Gór Sowich, jak i ponura i niesympatyczna Nysa - po prostu jakoś takie cienkie wrażenie wywołała.

Łącznie w 4 dni śmignęliśmy 1300 km, poznaliśmy pare nowych ciekawych osób i bawiliśmy się superzasto. Z pewnością wypad zaliczony do udanych, prawdziwie motocyklowych. Fajna forma spotkania i mega ciekawy sposób zaprezentowania regionu były w deche. Pogoda do tego dała od siebie to co najlepsze, było dużo słońca i zero deszczu, a temperatury były prawie w sam raz na przyjemną jazdę motocyklem (no momentami ciutek zimnawo "troszkie"). Czad!

コメント


Możesz również zerknąć na:
P1010091
P1010048
P1010069
P1010213
Moto Suzi Zakopiec-16
P1010284a
DSC00391

linki profilowe:

  • Facebook Social Icon
  • Instagram profile
  • YouTube Social  Icon
O mnie:
Joy of riding a motorcycle

MotoFrajdę w szerokim tego słowa pojęciu traktuję jako ciekawy sposób zwiedzania fajnych miejsc na motocyklu.

Strona Mario MotoFrajda ma na celu podzielenie się z Wami moimi przeżyciami i całą frajdą związaną z tym wspaniałym hobby.

                                                                   

Czytaj więcej

 

Dołącz do listy E-mail

Nie przegap aktualizacji

© 2017 by Mario Dziq Kenotpil

bottom of page